sobota, 27 marca 2010

Budżet powiatu na 2010 r.

Na ostatniej sesji Rada Powiatu dokonała zmian w budżecie powiatu na obecny rok. Temat budżetu powiatu w jakiś sposób uzupełnia i rozszerza temat z poprzedniego wpisu, dlatego chciałbym tej sprawie poświęcić kilka zdań. Czym jest budżet samorządu? To roczny plan finansowy danej jednostki, składający się przede wszystkim z części dochodowej i wydatkowej. Po stronie dochodowej budżetu zawarte są różne planowane wpływy na dany rok pochodzące ze źródeł, które niejako z mocy prawa przysługują danemu samorządowi oraz takie, które  związane są z realizowanymi projektami, pozyskanymi pieniędzmi z różnych programów itp. Po stronie wydatkowej przewidywane są i aktualizowane kwoty planowanych wydatków na różne zadania: na wynagrodzenia pracowników, wydatki rzeczowe, ale także np. na inwestycje. Najczęściej jest tak, że kwoty planowane po stronie dochodowej na dane zadanie odpowiadać powinny kwotom na to zadanie planowanym po stronie wydatkowej. Jeżeli wydatki są większe od dochodów, wówczas pojawia się deficyt budżetu, który musi zostać zrównoważony np. poprzez zaciągnięcie w danym roku kredytu bankowego.
Piszę o budżecie naszego samorządu, ponieważ ten temat w bezpośredni sposób wiąże się z pytaniem o potrzebę istnienia powiatów, w tym powiatu strzyżowskiego. Po ostatnich zmianach budżet naszego samorządu osiągnął wartości absolutnie rekordowe. Planujemy zrealizowanie dochodów w bieżącym roku w wysokości 77 205 408 zł, wydatków zaś w wysokości 87 856 358 zł. Wydatki majątkowe - w większości inwestycyjne sięgną kwoty 42 385 095 zł, co stanowi obecnie 48,2% całości wydatków! To są absolutnie rekordowe wartości, a warto przypomnieć, że rok 1999, gdy powstawał powiat, zaczynaliśmy z planowaną kwotą dochodów niespełna 20 mln zł.
I te wielkości w jakiś sposób już mówią same za siebie, odpowiadając na pytanie, jaka wartość płynie z istnienia powiatu na naszym terenie. Przez jeden rok nasz samorząd wyda  kwotę blisko 90 mln zł, z czego połowa zostanie zainwestowana, służąc rozwiązaniu naszych lokalnych problemów, nieraz zaniedbanych przez wiele dziesięcioleci. To prawda, że w wydatkach stałych znajdziemy w tych wielkościach wynagrodzenia pracowników, stałe koszty rzeczowe itp., ale przecież także te środki zostaną wydane w większości w naszym powiecie, zasilając lokalną gospodarkę.
Nie z tej grupy wydatków wynikają jednak rekordowe wartości naszego tegorocznego budżetu. Powodem są głównie wydatki majątkowe - można powiedzieć, że nasz samorząd zainwestuje w tym roku na naszym terenie grubo ponad 40 mln zł, przeznaczając prawie połowę swojego budżetu na inwestycje w różnych dziedzinach. 
Jakie to będą inwestycje? Najwięcej środków wydamy na modernizację infrastruktury drogowej. Już kontynuowane są prace przy dwóch projektach finansowanych z Regionalnego Programu Operacyjnego - na drodze Niebylec - Gwoźnica i Dobrzechów - Wysoka Strzyżowska, które obejmują również wykonanie kilku obiektów mostowych, w tym nowego mostu w Dobrzechowie na Wisłoku - obiekt ten powstanie po kilkudziesięciu latach od budowy obecnego mostu, który nie spełnia już współczesnych oczekiwań, zwłaszcza w zakresie nośności. Przebudowana i zmodernizowana zostanie droga w Pstrągowej w ramach Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych, mamy już również zabezpieczone środki na podobną jak w Dobrzechowie przebudowę mostu w Kobylu, dokończenie modernizacji drogi Strzyżów - Pstrągowa i  Pstrągówka - Jaszczurowa. W porozumieniu z Powiatem Krośnieńskim rozpoczniemy prace przy zabezpieczeniu osuwiska na granicy Wysokiej Strzyżowskiej i Węglówki a z Powiatem Rzeszowskim na drodze w Babicy. W sumie na te zadania przeznaczymy ok. 25 mln zł. Nie byłoby to możliwe bez wykorzystania środków zewnętrznych, które stanowić będą większość tych wydatków, ale również bez wsparcia naszych działań poprzez zaangażowane środki z własnych budżetów przez samorządy gmin, na obszarze których realizujemy dane inwestycje.
Pozostałe 20 mln to m.in. planowane w tym roku dokończenie modernizacji Domu Pomocy Społecznej w Gliniku Dolnym, modernizacja budynków szpitala powiatowego w Strzyżowie, rozbudowa Specjalnego Ośrodka Szkolno - Wychowawczego we Frysztaku, obiektów Domu Dziecka w Żyznowie, Domu Pomocy Społecznej w Babicy i filii w Pstrągowej Woli, Zespołu Szkół w Czudcu i in.
Przyczyną tak wysokich wydatków inwestycyjnych w tym roku z naszego budżetu jest swoiste skumulowanie różnych, przygotowywanych nieraz przez kilka lat działań, szczególnie dotyczących wykorzystania środków z Unii Europejskiej. Oczywiście te wydatki nie pozostaną bez wpływu na zadłużenie naszego samorządu. Do każdego z planowanych projektów - poza niektórymi projektami finansowanymi z Europejskiego Funduszu Społecznego musimy zabezpieczyć tzw. wkład własny - odpowiednią do wielkości projektu sumę pieniędzy pochodzącą z naszego budżetu lub innych źródeł. Najczęściej udział ten mieści się w przedziale 15 do nawet 50% wartości inwestycji. Przy tej wielkości wydatków nie jest możliwe ich sfinansowanie wolnymi środkami w budżecie powiatu, które zresztą są niewielkie, dlatego przewidujemy zaciągnięcie kredytu na sfinansowanie tych wydatków - wg planu na koniec 2010 r. zadłużenie powiatu sięgnie kwoty ok. 20 mln zł. 
To nie będzie niskie zadłużenie, ale mieszczące się w dopuszczalnych granicach. Z drugiej strony zaś - taka właśnie jest nasza strategia - wobec skali zaniedbań w tak wielu zadaniach, które nam powierzono w 1999 r. - skali niedoinwestowania przez wiele dziesięcioleci i jednocześnie niezbyt dużych możliwościach finansowych naszego budżetu, konieczne było poszukiwanie dużych środków w programach zewnętrznych, które pozwolą te zaniedbania zniwelować. I ten proces właśnie zachodzi, a jego jak do tej pory najlepszym przykładem jest budżet naszego samorządu na 2010 r. 

poniedziałek, 22 marca 2010

Po co nam powiat?

To trochę prowokacyjne pytanie z tytułu warto postawić, wielu ludzi zresztą je stawia od dawna, już co najmniej od czasu dyskusji o utworzeniu powiatów z 1998 r. Podczas ostatniego Kongresu Samorządowego z okazji XX - lecia samorządów terytorialnych w podobnym tonie działalność powiatów określił sam aktualnie urzędujący Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Jerzy Miller. Wydawało się wcześniej, że ta dyskusja już ustała, że po reformie z 1998 r. i nieudanych próbach odwrotu od "Polski powiatowej" podejmowanych przez kolejne rządy zaniechano dalszych prób rewizji ustalonego wówczas porządku. Skoro jednak sam Minister podejmuje taki temat, wydaje się, że ciągle ta tendencja zmierzająca do deprecjonowania powiatów i ich dorobku odżywa na nowo. Spróbujmy więc podyskutować na ten temat.
Po pierwsze mało kto przyjmuje do wiadomości, że powiaty zawsze istniały - nawet po ich likwidacji w 1975 r. ciągle było wiele spraw załatwianych na poziomie dawniej powiatowym, później z rosyjska nazywanych rejonem. Podobnie jest dzisiaj np. na Słowacji - tam nie ma gmin zbiorowych - są gminy jednostkowe, tzn. każda miejscowość jest gminą, nie ma samorządowych powiatów, są za to samorządowe województwa (kraje), ale powiat (okres) nadal istnieje w różnych układach administracyjnych, nawet na mapie, gdzie są zaznaczane jego granice. U nas było podobnie - wiele spraw ze swej natury, niezależnie od formalnych uwarunkowań, miało wymiar powiatowy - tak było ze sprawami geodezyjnymi, rejestracją pojazdów, szkołami średnimi, ochroną zdrowia, zarządzaniem drogami, różnymi inspekcjami i instytucjami nadzorczymi itp. Różnica była tylko taka, że wszystkie te kompetencje i uprawnienia władzy publicznej wykonywane były na naszą rzecz jako mieszkańców tego terenu, ale przez administrację rządową - zarządzaną z zewnątrz przez odpowiednie organy tej administracji ulokowane najczęściej w stolicy województwa. Kiedyś w systemie totalitarnym, w którym chodziło o ścisłe podporządkowanie władzy i sprawowanie kontroli nad obywatelami przez jedną partię miało to swoiste, logiczne uzasadnienie, w systemie demokratycznym taki model władzy publicznej na szczeblu powiatu jest jednak nie do przyjęcia. Jako społeczność tego terenu, część Narodu i społeczeństwa, mamy bowiem pełne prawo do zarządzania sprawami publicznymi, które nas dotyczą. Na co dzień zresztą obserwujemy rezultaty zarządzania naszym terenem przez administrację rządową przez kilkadziesiąt lat - zaniedbania w tych sprawach, z którymi do dzisiaj się borykamy sięgały nawet kilku dziesięcioleci.

Nie dajmy się więc zwieść podsuwanym tu i tam hasłom likwidacji powiatów, które tak łatwo trafiają, szczególnie do osób związanych z samorządami gminnymi. To bowiem jest tylko kolejna odsłona sporu Polski resortowej - marzącej o powrocie do centralnego sterowania z Polską samorządną. A chodzi w rezultacie nie o to, by przekazać kompetencje samorządom gminnym, bo to będzie niemożliwe, ale by rozszerzyć kontrolę administracji rządowej również na poziomie lokalnym - powiatowym.

piątek, 19 marca 2010

Podziękowania i ... wybory

Atmosfera się ociepla... To nie tylko wiosna za oknem, na którą w tym roku czekamy ze szczególnym utęsknieniem. To także wzrastająca temperatura wokół naszych samorządów, bo w tym roku kończy się kadencja obecnych władz lokalnych i regionalnych i na koniec roku przeprowadzone zostaną wybory na nową kadencję. Niektóre media próbują wykorzystać ten fakt dla podniesienia swojej atrakcyjności i zapewne wyników sprzedaży, organizując plebiscyty, podsumowania, rankingi. W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować wszystkim, którzy w takim właśnie telefonicznym plebiscycie zechcieli się pofatygować i wyrazić swoją sympatię dla mnie poprzez pozytywne smsy. Były to głosy płatne - tym bardziej więc składam serdeczne podziękowania. Z kolei dziwię się, że są ludzie skłonni płacić za głosy negatywne ... ale to już widocznie taka ludzka natura ... Ta sama gazeta prowadzi również forum internetowe, na którym jakaś grupa (?) osób pozwoliła sobie na wiele kłamstw i pomówień w stosunku do mnie, stawiając sobie za cel oczernienie mojej osoby. Będę w tym wypadku chciał dochodzić swoich praw w sądzie - pytanie jednak czy to jest możliwe, skoro wypowiedzi są anonimowe. Przy okazji przekonałem się, że podobne, żenujące swoim poziomem fora prowadzone są w przypadku wielu innych osób pełniących funkcje publiczne, samorządów itp.
Niedawno przyszła do mnie Pani, która związana była z opozycją demokratyczną na naszym terenie w latach 80-tych. Opowiedziała mi o swoich współczesnych problemach i stwierdziła, że nie o taką Polskę jej chodziło. Ja po przejrzeniu tych ujawniających najgorsze cechy ludzkiej natury komentarzy mam ochotę powiedzieć to samo ... nie o taką wolność nam chodziło.
Pod koniec lat 80-tych na studiach w Krakowie byłem aktywnym działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. To był czas rodzenia się niepodległej Polski. Wówczas wszechobecna była jeszcze propaganda, cenzura i ustrój PRL. Na licznych demonstracjach i pochodach nosiliśmy hasła domagające się wolności słowa i zniesienia cenzury. I dobrze, że tak się stało, jednak ta wolność, słowo nigdy nie powinno być wykorzystywane do niszczenia innego człowieka, choćby był najbardziej znienawidzonym politykiem ... Być może nie jestem w tej sprawie obiektywny, bo dotyczy to mnie osobiście, ale z drugiej strony każdy człowiek ma prawo do godności, której nie powinna naruszać nawet zasada wolności słowa. Nie tylko bronią, ręką, ale także słowem można ranić a nawet zabić jak ostrym narzędziem. Nie powinniśmy więc pozwalać na takie zachowania, a ludzi, którzy tak pojmują zasady demokracji należy omijać z daleka. 

piątek, 5 marca 2010

Moja Europa 3

Podczas obrad Komisji czy sesji plenarnych Komitetu Regionów na sali spotykają się przedstawiciele władz lokalnych i regionalnych ze wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej. Dopiero przy takim spotkaniu widać jak bardzo różna jest Europa. Mawiał niegdyś Joseph de Maistre - wybitny twórca myśli konserwatywnej, że nigdy nie widział na ulicy człowieka, widział za to wielu Francuzów, Włochów czy Anglików. I tak jest w istocie - to, czym jesteśmy określa nie tylko nasz biologiczny wygląd czy cechy genetyczne, ale również wychowanie i tradycja kształtowana przez kolejne pokolenia. Stąd też każda kultura narodowa nie jest bytem abstrakcyjnym, ale jest w jakimś sensie częścią nas samych, częścią naszej osobowości, Przyzwyczajeni jesteśmy od dzieciństwa do jednego obrazu świata, do przestrzeni fizycznej, ale również językowej czy społecznej ukształtowanej w określony sposób. Przenosimy więc ten nasz obraz podświadomie na kształt całego świata. Jesteśmy zdziwieni a nawet zaskoczeni, gdy okazuje się, że w innym kraju obraz ten wygląda zupełnie inaczej, a to, co dla nas było oczywiste, dla innych może być oczywiste na zupełnie inny sposób. Nie dotyczy to tylko języka, chociaż także w tej rzeczywistości, jeżeli zagłębimy się w nią dokładnie, to okaże się, że tłumaczenie jest tylko przybliżeniem wyrażanych treści - zgłębianie tajników danego języka pozwala bowiem odkrywać jego prawdziwą strukturę znaczeniową, możliwą do pełnego zrozumienia tylko w tym języku - za nią stoi cała  będąca jego podłożem kultura i tradycja. Podobnie jest z kontekstem kulturowym, społecznym, ale również z takimi sferami jak chociażby model organizacji państwa czy administracji lokalnej.
Dla nas, żyjących w republice - ten typ ustroju wydaje się czymś oczywistym, jednak na naszym kontynencie wiele krajów ma formę monarchii czy federacji. Również na poziomie lokalnym czy regionalnym właściwie trudno wskazać dwa takie same systemy społeczne, bo nawet organizacja tak ważnej sfery życia publicznego jak oświata jest całkowicie różna nawet w sąsiednich krajach. Dodać też trzeba, że ta różnorodność to wielkie bogactwo, to cenny kapitał wielu wieków tradycji, który dzisiaj stanowi o sile naszych społeczeństw, ale niestety jest w wielu punktach zagrożony powszechną uniformizacją w procesie globalizacji... Podobnie też jest z systemem władzy regionalnej i lokalnej - każde państwo ma za sobą długą tradycję budowania jej formy i struktur, dopasowując system administracyjny  do potrzeb państwa i obywateli. Mamy też do tego prawo - my Polacy - aby nasza organizacja państwa wynikała z naszej tradycji historycznej i odpowiadała naszym aktualnym potrzebom. Dlatego też z góry skazane na niepowodzenie są próby - tak powszechne u nas - powoływania się na doświadczenia innych krajów i powielania ich rozwiązań organizacyjnych. Tak było chociażby w dyskusji o powiatach jakiś czas temu, w której zarzucano, że są one zbyt małe w stosunku do dajmy na to powiatów niemieckich. Ale są dostosowane do naszej struktury państwa i wynikają z naszej tradycji, uwarunkowań lokalnych i regionalnych - podobnie zresztą jak w innych krajach inne struktury organizacyjne. Doświadczenie europejskie uczy, by zbyt łatwo nie wyciągać wniosków uogólniających, nie przenosić doświadczeń jednej rzeczywistości państwowej do innej, bo takie działanie jest często radykalnym uproszczeniem dokonanym bez racjonalnych podstaw. Europa nie tylko pod tym względem jest bardzo różnorodna i taka powinna pozostać.

czwartek, 4 marca 2010

Moja Europa 2

Budynek Komitetu Regionów znajduje się w tzw. "dzielnicy europejskiej" w Brukseli. Jest położony przy ulicy Belliard, niedaleko siedziby Parlamentu Europejskiego i nieopodal budynku Komisji Europejskiej. Komitet Regionów dzieli ten budynek z Komitetem Społeczno - Ekonomicznym Unii Europejskiej.
Sama Bruksela sprawia pozytywne wrażenie - jest to miasto cichsze i spokojniejsze niż takie wielkie metropolie jak chociażby Rzym, Paryż czy Londyn - nawet Wiedeń. Na przybyszu robi wrażenie sprawny system komunikacyjny - sieci metra uzupełniane są przez wiele tras autobusowych, można też dojeżdżać do najważniejszych punktów połączeniami kolejowymi, częstotliwość kursów jest na tyle duża, że nie ma problemu z dostaniem się do któregokolwiek z głównych punktów miasta. Ulice są czyste, nawet budowy, których ciągle jest tu dużo prowadzone są w odizolowaniu danej działki od reszty przestrzeni, służby publiczne są cały czas widoczne w różnych punktach miasta. 
Bruksela jest jednym z trzech regionów Królestwa Belgii. Jest stolicą kraju, który tworzą Walonowie i Flamandowie - tak więc mamy tu do czynienia z co najmniej dwiema odrębnymi nacjami i kulturami. Widać to na każdym kroku - chociażby przez to, że napisy na ulicach, w środkach transportu i w wielu innych miejscach niemal zawsze pisane są w dwóch językach: po francusku i po flamandzku. Przy okazji: dosyć zaskakującą konstatacją jest to, że tutaj na miejscu okazuje się, że na poziomie roboczym w Unii Europejskiej pierwszym językiem nie jest język angielski, ale język francuski. Wynika to chyba z faktu umiejscowienia stolicy Europy we francuskojęzycznej Brukseli. 
Dla przybysza z jednorodnej etnicznie Europy wschodniej zaskoczeniem jest też wielka liczba ludzi innych ras na brukselskich ulicach. To już dzisiaj rzeczywistość całej zachodniej Europy widoczna także tutaj. Szczególnie w metrze można spotkać wielu Arabów i Murzynów w różnym wieku, nieraz w charakterystycznych, dla nas egzotycznych narodowych czy kulturowych strojach. Wydaje się jednak, ze przynajmniej tutaj wielu z nich harmonijnie wtopiło się w tę wieloetniczną społeczność miasta. Nierzadko bowiem można spotkać grupy wesołych nastolatków o całym przekroju etnicznym jadące do lub wracające ze szkoły w takich samych mundurkach albo też panie i panów o ciemnym kolorze skóry i widocznej aparycji ludzi biznesu. Takie postawy - harmonijnego współżycia, asymilacji i tolerancji dla odmienności rasowej są zresztą tutaj mocno promowane, co wynika także z czystej konieczności pokojowego współżycia w jednym miejscu wielokulturowej społeczności. Belgowie w pewnym sensie zresztą w powszechnej opinii spłacają dług, jaki zaciągnęli w czasach kolonialnych w Kongu belgijskim, dlatego dzisiaj na ulicach Brukseli biali Europejczycy to ledwie połowa mieszkańców....

środa, 3 marca 2010

Moja Europa 1

Od czego należałoby zacząć rozmowę o Europie? O tej Europie widzianej od nas - ze Strzyżowa, Frysztaka, Stępiny, ale także o tej widzianej z perspektywy całej Polski? Z jednej strony mamy przecież tak wiele doświadczeń osobistych i rodzinnych - to ten wymarzony, lepszy świat, w którym tak wielu naszych bliskich przez dziesiątki lat, ale także obecnie znalazło i znajduje widocznie lepsze życie, skoro nie wracali wcześniej i jakoś obecnie również raczej rzadko wracają. To rzeczywistość, która jawi się nam jako świat lepszych zarobków, łatwiej dostępnej pracy, wyższego poziomu cywilizacyjnego ... z drugiej strony to na pewno świat kultury i cywilizacji europejskiej, w którym w sensie historycznym jako Polacy jesteśmy od ponad tysiąca lat, ale jednocześnie w sensie politycznym znaleźliśmy się powtórnie dopiero od 2004 r. Wcześniej był kilkunastoletni okres przejściowy po czasach naszego wyobcowania z zasadniczego krwioobiegu zachodniej Europy, kiedy to, nie z naszej zresztą winy znaleźliśmy się w orbicie wpływów sowieckiego systemu. To w tym czasie wybitny polski poeta, można powiedzieć nauczyciel naszego pokolenia, Zbigniew Herbert napisał słynny zbiór esejów "Barbarzyńca w ogrodzie" upamiętniając w ten sposób swoje podróże i niejako odkrywanie europejskiego dziedzictwa kulturowego, ale również tego, co wówczas stanowiło o żywotności europejskiej kultury i cywilizacji, czym żyła wolna Europa tamtych lat.
Wielu mieszkańców naszego powiatu ma dzisiaj ugruntowany obraz tego, czym jest Europa, nierzadko na stałe bowiem przebywają w krajach, które od dawna tworzą rzeczywistość kulturową, społeczną, historyczną i polityczną naszego kontynentu. Na pewno na swój sposób odkrywali ową europejskość i niejednemu z nich to odkrywanie, poszukiwanie swojego miejsca w nowej rzeczywistości nie przychodziło łatwo. Znany przecież jest proces "wykorzenienia", odejścia od swojej kultury, od utartego rytmu i znanego obrazu świata i życia, rodzący wiele frustracji i różnorodnych problemów. Od 2004 r. mamy jednak zupełnie nowe doświadczenie, nowy wymiar naszego myślenia o Europie. Tym wymiarem jest nieznane nam wcześniej uczestnictwo -  kiedy to jako Polacy włączyliśmy się w projekt zapoczątkowany po II wojnie światowej przez inne nacje naszego kontynentu, najpierw wspólnoty gospodarczej, sukcesywnie rozszerzanej, następnie wspólnoty politycznej i w pewnym sensie społecznej. Tego nieznanego w naszych dziejach, ale również w dziejach Europy wydarzenia nie da się porównać do tych doświadczeń, które znaliśmy wcześniej. Do tego "projektu Europa" rozpoczętego jako alternatywa dla rywalizacji pomiędzy narodami, która kończyła się wojną, w tym II wojną światową, dołączyliśmy w momencie, kiedy inni dali już dla niego określony kształt, znaleźli już utrwalone przez nawet dziesiątki lat odpowiedzi na wiele pytań i problemów, postawili bez nas diagnozy i ustanowili wyzwania na przyszłość. Jest tu na pewno miejsce także dla nas - nigdy bowiem nie był to projekt zamknięty - ale jednocześnie to miejsce jest uboższe o te dziesiątki lat, w których ugruntowywano i rozstrzygano to, co dzisiaj stanowi o zjednoczonej Europie, czyli Unii Europejskiej.
Z tej perspektywy i tak określonego miejsca to doświadczenie fascynujące - chodzi bowiem już nie tylko o  możliwości wyjazdu na Zachód i pracy za "lepsze pieniądze", nie tylko o odkrywanie europejskiej kultury w jej autentycznym, terytorialnym kontekście, ale również o poznawanie odmiennych i niezwykle różnorodnych organizacji społeczeństwa i zarządzania państwowego, o odkrywanie jakże odmiennych od naszego codziennego doświadczenia krajów i kultur. Tym zaś, co najważniejsze i rzeczywiście nowe jest chyba po raz pierwszy w naszych dziejach - może poza epoką Jagiellonów -  realna możliwość wnoszenia swojego wkładu w ten projekt wspólnej Europy. Wynika on z pojęcia uczestnictwa, z zaangażowania w funkcjonowanie Unii Europejskiej w różnych jej wymiarach i równego z innymi przedstawicielami krajów i narodów kontynentu rozstrzygania pojawiających się problemów i nadawania kształtu europejskiej polityce, europejskiemu prawu. Na pewno to nowa rzeczywistość, z którą łączą się nowe wyzwania, nowe nadzieje, ale i nowe problemy. Trzeba w tej Europie być, trzeba mówić o rzeczywistych europejskich wartościach i na ten poziom przenosić także nasze problemy. Dzisiaj chyba szczególnie jesteśmy zobowiązani, aby wypełnić to, o czym marzyli nasi rodacy w tak wielu dziesiątkach lat - aby współtworzyć wolną Europę i być częścią wolnego świata Zachodu.