niedziela, 24 października 2010

Przekroczone granice

To, co stało się w Łodzi napawa wielkim smutkiem. W tym dramatycznym 2010 r. do tak wielu tragicznych wydarzeń dochodzi jeszcze zabójstwo popełnione z premedytacją przez sprawcę, którego motywacją nie były motywy osobiste, ale niechęć, czy tez nienawiść do określonych osób ze względu na ich przynależność polityczną, czy też w ogóle funkcjonowanie w sferze polityki.
Tak jak nigdy nie powinna się wydarzyć katastrofa smoleńska, tak samo nie powinno nigdy mieć miejsca to wydarzenie. Fundamentem naszej współczesnej rzeczywistości społecznej jest przecież nauczanie Ojca Św. i dopiero co wyniesionego na ołtarze Księdza Jerzego Popiełuszki - kapelana "Solidarności", a w tym nauczaniu znane słowa z nauki chrześcijańskiej: "Zło dobrem zwyciężaj" i "Jedni drugich brzemiona noście". Tradycja ruchu "Solidarność" to zresztą dążenie do prawdy, wolności, niezależności, ale oparte na metodach pokojowych, poprzez świadome wyrzeczenie się przemocy.
Wytłumaczeniem łódzkiej zbrodni dokonanej - co by nie powiedzieć z przyczyn politycznych, na nieznanym człowieku - może być wiele czynników, na pewno jednym z nich jest płaszczyzna metafizyczna - istnienie sił zła w świecie, dla których metody pokojowe, wartości nie są do zaakceptowania. W płaszczyźnie społecznej podkreślamy atmosferę dzisiejszego życia politycznego, demonstrowaną niechęć polityków do siebie nawzajem, słowa przekreślające godność i osobową wartość drugiego człowieka, odpowiedzialność dziennikarzy beztrosko szermujących nawet najcięższym słowem wobec każdego, kogo akurat zechcą skrytykować.
Dużo w tym prawdy. Sam doświadczyłem wielokrotnie, że dla wielu osób wolność słowa, tak ciężko okupiona przez działaczy z lat 80-tych, dzisiaj służy li tylko do realizacji własnych ambicji, jest instrumentem, który pozwala na publiczne uzewnętrznienie własnych animozji i bez jakiejkolwiek odpowiedzialności niszczenie godności i dobrego imienia drugiego człowieka.
Trudno się zgodzić z taką wizją tej konstytucyjnej wartości społeczeństw demokratycznych, jaką jest wolność słowa. Jej podstawą jest bowiem służba prawdzie, w której mieści się pojęcie obiektywizmu, a ze starożytności wiemy, że także pojęcie dobra. Nigdy zaś prawda i dobro nie mogą mieć na celu niszczenia osobowej wartości człowieka - w takiej wersji bowiem dobro staje się złem a prawda, obdarta z podstawowej zasady obiektywizmu, zamienia się tylko w instrument służący do pognębienia bliźniego.
Do czego prowadzi taka beztroska i społeczne przyzwolenie na tego typu wizję wolności słowa zobaczyliśmy w Łodzi. Szczycimy się od lat, że w naszej historii nie mieliśmy królobójców, że naszą tradycją nigdy nie była przemoc, ale metody pokojowe, że walczyliśmy o wolność innych - dzisiaj zaś coś w Narodzie chyba się złego stało, jeżeli dochodzi do takiego wydarzenia. Przekroczone zostały pewne granice, a łódzkie zabójstwo porównać można chyba tylko do zabójstwa Prezydenta Narutowicza sprzed 88 lat. 
To prawda, że mimo wszystko nasza demokracja jest ciągle jeszcze bardzo niedojrzała, że mamy za sobą kilka wieków niechęci do władzy, która zawsze była obca, że trudno nam się przyzwyczaić do tego, że mamy nasze własne, polskie państwo i w związku z tym stosujemy w życiu społecznym i w indywidualnym postępowaniu metody wypracowane przez pokolenia, a niekoniecznie przystające do dzisiejszej rzeczywistości. Jeżeli jednak chcemy utrzymać tak ciężko zdobyte wartości, jeżeli chcemy żyć w wolnym i rozwijającym się państwie, nie możemy przyzwalać na  metody i czyny, które to Państwo i wszystko, co się z nim wiąże zohydzają. Nie może być przyzwolenia dla szerzenia nienawiści, braku obiektywizmu, niszczenie ludzkiej godności, tylko dlatego, że ktoś pełni funkcję publiczną lub reprezentuje ugrupowanie, z którego poglądami się nie zgadzamy. W konsekwencji takich działań rodzi się bowiem agresja, a - jak uczy łódzkie doświadczenie - stąd już tylko krok do tragedii.
W Łodzi doszło do przekroczenia granicy, która nie powinna nigdy zostać przekroczona. Ta tragedia wzywa nas - nie tylko polityków, powiedziałbym przede wszystkim dziennikarzy do przestrzegania zasady odpowiedzialności za słowo, które jak się okazuje nie tylko może zranić, ale może też zabijać. Niezgoda na te metody, brak przyzwolenia na agresję, szacunek dla innych ludzi powinny cechować nasze życie publiczne na wszystkich poziomach. Najwyższy chyba już czas przypomnieć słowa Św. Pawła z Nowego Testamentu: "A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli".