wtorek, 27 października 2009

Wiśniowa pachnąca malarstwem


Byłem wczoraj na wystawie. Na zaproszenie władz Gminy Wiśniowa uczestniczyłem w wernisażu prac powstałych podczas letniego pleneru malarskiego w różnych miejscowościach, których centrum był zespół pałacowo - parkowy w samej Wiśniowej. Było to i piękne i ważne wydarzenie. Już sama prezentacja prac powstałych na naszym terenie w galerii stworzonej w siedzibie jednego z najlepszych podkarpackich przedsiębiorstw ICN Polfa Rzeszów było miłą niespodzianką, Jeżeli do tego dodamy oprawę regionalną wernisażu przygotowaną przez wiśniowski samorząd oraz wysoką jakość prezentowanych prac, to uzyskamy ciekawe wydarzenie kulturalne, które również ma swój istotny wymiar promocyjny. Nie da się wszystkiego powiedzieć w krótkim czasie przeznaczonym na wystąpienie przy takiej okazji. A chciałoby się powiedzieć tak wiele - bo to przecież i dziedzictwo rodziny Mycielskich i istotny fragment polskiej kultury, i samo pojęcie mecenatu artystycznego uniwersalne dla wszystkich czasów, i wreszcie sama materia obrazów odzwierciedlających w twórczej wyobraźni artysty to, co dla nas widziane na co dzień, co bliskie i znane.
Jest coś niezwykłego w dziełach malarskich. Pejzaże na przykład niby tak samo ukazują rzeczywistość jak dajmy na to fotografia, a jednak mamy tu istotną różnicę. Trudno wyrazić to do końca słowami, ale będzie to taka różnica jak miedzy żywym organizmem a mechanizmem. W fotografii widzimy mechaniczne odtworzenie rzeczywistości, dzieło malarskie, nawet realistyczne zawsze tę rzeczywistość przetwarza. To dobrze było widać na wiśniowskiej wystawie. Każdy z obrazów miał swoją specyfikę narzuconą przez twórcę - była to barwa, sposób ujęcia tematu, nieraz dobrze widoczna przy podświetleniu faktura nakładanej farby, każdy obraz prezentował się jako zamknięta, przemyślana całość, poddająca się percepcji odbiorcy, ale i procesowi interpretacji. W samym plonie pleneru widać też jego założenie - niegdysiejsze spotkania plejady polskiego malarstwa w Wiśniowej, związane m.in. z koloryzmem zaowocowały próbami - dodajmy udanymi - nawiązania do tego dziedzictwa, stąd staranne podejście do koloru, barwy , jako tworzywa dzieła malarskiego i ciekawe efekty uzyskane w niejednym z obrazów.
Odrębnym zagadnieniem jest sam mecenat związany z tą spuścizną, którą tak dobrze opisała Pani Szetela - Zauchowa w słynnym "Barbizonie wiśniowskim". Dzisiaj odkrywamy, że ziemiańska rodzina Mycielskich gościła u siebie wiele wspaniałych postaci tworzących przez kilka dziesięcioleci atmosferę artystyczną Krakowa i całej Polski. Ten mecenat miał charakter rzec można przyjacielski - był naturalną konsekwencją potrzeby przeżyć artystycznych i uczestnictwa w życiu kulturalnym rodziny ziemiańskiej z odległej od centrów małej, pogórzańskiej wioski. Czasy się zmieniły, ale również dzisiaj mecenat jest potrzebny, dlatego tym bardziej słowa uznania należą się jednej z najlepszych podkarpackich, ale i polskich firm - ICN Polfa Rzeszów, że w programie swojego działania ma również wspieranie naszej kultury i to w tak konkretny sposób.
Dodajmy, że to także nasz obowiązek - mam na myśli samorządy i samorządowców. W naszej demokratycznej rzeczywistości władze lokalne mają znaczne uprawnienia i wiele kompetencji. Daleko nam jeszcze do ideału i w każdej dziedzinie wiele jest braków, anachronizmem jest jednak twierdzenie, że samorządy zajmować się powinny lokalną infrastrukturą, no może małymi szkołami i niczym więcej. Dziś na poziomie społeczności lokalnych samorządy mogą z powodzeniem pełnić rolę dawnych mecenasów kultury i artystów. I niejednokrotnie tak się dzieje. Można powiedzieć nawet znacznie więcej - lokalne dziedzictwo kulturowe może stać się istotnym potencjałem danego terenu, jeżeli mądrze zostanie wykorzystane wg współczesnych reguł. Żeby tak było, trzeba jednak wzajemnego zrozumienia. Dzisiaj wsparcie poszczególnych artystów czy szerzej działań kulturalnych musi wypełnić szereg ograniczeń i wymogów natury prawnej, finansowej, proceduralnej i in. To nieraz istotna bariera w skutecznym podejmowaniu działań w tym obszarze. Przy dobrej woli można jednak wiele osiągnąć. A powtarzające się już bodajże trzeci rok plenery w Wiśniowej są tego namacalnym dowodem. Tym bardziej, że na naszym terenie mamy takich wydarzeń coraz więcej - ostatnio był to plener w Pstrągowej, czy organizowane po raz drugi Gogołowskie Drzewoludy. Dobrze, że takie inicjatywy są podejmowane - na pewnym poziomie bowiem nie jest już tak bardzo istotne rozróżnienie na kulturę lokalną, ogólnokrajową czy regionalną - to wszystko jest przecież tym, co tworzy naszą jedną, polską kulturę, która tak jak niegdyś w Wiśniowej Mycielskich może być tworzona również obecnie na naszym terenie.

Zaczynamy!


No więc zaczynamy ... Dawniej tego rodzaju pisanie nazywano pamiętnikiem, dziennikiem, pisano dla siebie, może czasem dla najbliższych, ku potomności. Dzisiaj piszemy blog, w przestrzeni z definicji dostępnej dla każdego. Jeszcze nie dorobiliśmy się polskiej nazwy, więc posługujemy się tą, którą w swoim języku wymyślili za oceanem. Jak uczy instrukcja - piszemy dla wszystkich i o wszystkim - trochę także dla siebie. Wypróbujmy więc tę formułę - jak jest pojemna, na ile odpowiada współczesnym, ale przecież uniwersalnym potrzebom, na ile zaś jest tylko przemijającą modą. Mówienie o internetowej rewolucji wydaje się być grubą przesadą. Bo przecież trzeba mieć naprawdę dużo czasu w realnym życiu, żeby w wirtualnej rzeczywistości stworzyć drugą przestrzeń, wypełnioną nowym, wirtualnym życiem, z setkami znajomych, wpisów, komentarzy, czytania ... Raczej ta nowa formuła jest współczesnym, stosunkowo prostym, dzięki zdobyczom społeczeństwa informacyjnego, wypełnieniem ludzkiej potrzeby ekspresji. Może dlatego tak wiele i tak różnych blogów. Czym będzie ten mój - wydaje się, że powinien być internetowym pamiętnikiem, może trochę moim komentarzem, może uda się napisać lub skomentować jakiś felieton lub esej? Na pewno nie dziennikiem, bo czasu nie starczy. Czym będzie - czas pokaże.