wtorek, 30 grudnia 2014

Społeczne mity i wyborczy kontrakt

Obserwujemy od pewnego czasu jakieś zafałszowanie postrzegania działalności publicznej. Tak jakby trochę inspirowani z różnych stron, zwłaszcza hałaśliwym i podstępnym często przekazem medialnym i to zarówno na poziomie lokalnym, regionalnym jak i ogólnopolskim, pochopnie  zaadaptowaliśmy ten obraz jako swój własny, mimo że z prawdziwą rzeczywistością ma on niewiele wspólnego.
Wmawia się nam często, że działalność publiczna jest bezwartościowa i niecelowa, szkoda się więc w nią angażować. To bardzo stary i ugruntowany motyw obecny od stuleci w naszej tradycji. Rzeczywiście, gdy tak jak my Polacy przez tyle lat nie mieliśmy swojego państwa, gdy rządzili nami obcy, a władza nie pochodziła z wyboru, ale z mianowania, trudno było pochwalać takie zaangażowanie i wspierać taką władzę. Utrwalanie jednak dzisiaj tego stereotypu, co w niektórych środowiskach uchodzi wręcz za cnotę jest po prostu głupotą, będącą na rękę z jednej strony politycznym cwaniakom, którzy np. w lokalnych strukturach mają na tyle mocną pozycję chociażby rodzinną, że mniejsza frekwencja pozwala im łatwo osiągać kolejny wyborczy sukces (były takie gminy w Polsce, gdzie do funkcji radnego we wszystkich okręgach zgłoszono tylko po jednym kandydacie), z drugiej strony osłabia struktury państwowe, co jest na rękę wszystkim, którzy nie bardzo Polskę lubią.
Tymczasem tak naprawdę bardzo potrzeba nam zaangażowania publicznego, umiejętności współdziałania, zainteresowania dobrem nie tylko indywidualnym, ale i wspólnotowym. Tu też często irytującym jest kontrast, jaki wynika z kolejnego zafałszowania życia publicznego w naszym kraju. Są środowiska, które swoje publiczne zaangażowanie ograniczają tylko do krytyki. Czytając i słuchając takich ludzi ma się wrażenie, że dla nich każda władza jest zła, a zwłaszcza taka, która nie jest ich własną. Wszystkie zaś osoby, które otrzymały jakiś mandat do sprawowania demokratycznej funkcji, niezależnie od swoich dokonań, postawy osobistej czy też liczby uzyskanych głosów są z góry przez takich rezonerów przekreślane w każdej wyrażanej wszem i wobec opinii, no bo… właśnie, nie są nimi samymi, nie mają więc nie tylko ich zdaniem prawa do sprawowania takiego mandatu, ale nawet do ubiegania się o konkretną funkcję (sic!), o czym bezczelnie krzyczą nieraz anonimowo na internetowych forach. Na co dzień obserwujemy to szczególnie w popularnych mediach, które jeżeli nie wyszydzają wszystkiego, co tradycyjnie polskie, to z rzadka tylko pokazują coś pozytywnego - no chyba że z politycznego, rządowego nakazu. Doprosić się zaś, żeby pokazano lub upowszechniono coś pozytywnego z poziomu lokalnego, mimo że są to najczęściej media publiczne, graniczy niemal z cudem. Jeżeli zaś nie daj Boże zdarzy się coś niezbyt chlubnego jakiemuś nawet zwykłemu radnemu, potrafią z kamerami godzinami czatować pod jego domem, aby tylko triumfalnie pokazać to jako sensację dnia na całą Polskę - jak to miało nie tak dawno miejsce w naszym powiecie. To jakieś kuriozalne skrzywienie mediów i samych dziennikarzy, które nie tylko nie sprzyja, ale wręcz programowo osłabia naszą wspólnotę i naszą demokrację.
Te hałaśliwe, anonimowo wyrażane opinie swoim natarczywym stylem starają się zakrzyczeć jakiekolwiek inne poglądy, osoby za nimi stojące najczęściej nie znoszą sprzeciwu, nie mają żadnych skrupułów w atakowaniu swoich adwersarzy, nawet nie starając się dyskutować o poglądach, ani oddzielać ich od niezbywalnej przecież godności każdego człowieka.
Tym bardziej więc cieszy, że ta medialna, wykorzystująca różne kanały przekazu nagonka z rzadka tylko trafia do szerokiej opinii publicznej, a sami wyborcy z coraz większym przymrużeniem oka traktują medialne manipulacje. Może i sami dziennikarze w końcu zrozumieją, że ich podstawową rolą jest nie osłabianie, ale wzmacnianie naszej wspólnoty, co nie jest sprzeczne z dążeniem do prawdy i brakiem cenzury?
Tak czy inaczej warto przypomnieć, że mandat radnego, Wójta, Burmistrza, Starosty czy Marszałka, podobnie jak Posła, Senatora czy nawet Premiera i Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, to zaszczytna funkcja sprawowana na określony czas w imieniu naszej wspólnoty. Składając przyrzeczenie potwierdzamy wolę jak najlepszego, zgodnego z naszymi umiejętnościami wypełnienia powierzonych zadań. Podczas sprawowania mandatu mamy pełne prawo korzystać z zakreślonych prawem przywilejów czy raczej uprawnień związanych z daną funkcją, a wypełnianie naszych obowiązków w trakcie kadencji poddane jest wielu różnorodnym procedurom kontrolnym, aby uniknąć jakichkolwiek nadużyć. Stajemy się osobami publicznymi, wszyscy więc mogą korzystać z kontaktu z nami, dokonywać ocen naszej działalności itp., ale także w granicach zakreślonych prawem, a chcielibyśmy także, żeby mieściło się to po prostu w granicach zwykłej ludzkiej przyzwoitości…
Z naszymi wyborcami, których w wielu przypadkach nie znamy przecież osobiście zawieramy swoisty kontrakt. Głosując na nas, mają oni zapewne nadzieję, że w okresie sprawowania danego mandatu będziemy ich godnie reprezentować, chcą też liczyć na dobrze rozumiane korzyści związane z zadaniami danego ciała przedstawicielskiego. Przeciwstawić się należy kolejnej niestety powtarzanej zwłaszcza przez wyżej naszkicowanych rezonerów, fałszywej, deprecjonującej wyborców opinii, że zachowują się oni nieracjonalnie. Wręcz odwrotnie, biorąc udział w głosowaniu wyborcy najczęściej mają dokładnie sprecyzowane zdanie, kogo i dlaczego chcą poprzeć. Oddając głos czasami kierują się względami powierzchownymi, czasem osobistą znajomością, jestem jednak przekonany, że w decydujący sposób o tym, kto zostanie wybrany decydują inne czynniki w większości racjonalne, związane z oczekiwaniami i potrzebami danej wspólnoty. Jako wybrani przedstawiciele tych wspólnot mamy więc okres kadencji na realizację tego kontraktu. Przez ten czas mamy prawo i obowiązek reprezentować naszą wspólnotę, jak również postarać się o realizację tego, o czym mówiliśmy w kampanii wyborczej, swojego programu wyborczego. Wypełnianie danej funkcji nie może bowiem skończyć się tylko na reprezentowaniu. Jeżeli nie odpowiemy naszą działalnością na potrzeby naszej wspólnoty i oczekiwania naszych wyborców, to tylko w części wypełnimy zawarty z nimi podczas wyborów kontrakt. Nie jest to zadanie łatwe i to na każdym poziomie, ale taki właśnie moim zdaniem  jest sens demokratycznego sprawowania władzy.

czwartek, 25 grudnia 2014

sobota, 13 grudnia 2014

Gdy opada wyborczy kurz

Trochę już zapomnieliśmy jak ważna jest demokracja. Szczycimy się oczywiście tym, że żyjemy w państwie demokratycznym, utyskujemy mniej lub bardziej na jego słabości i przywary, narzekamy na wiele z tego, co nas otacza, ale jednocześnie chcemy być widziani jako obywatele demokratycznego kraju, z pewną wyższością nawet patrząc na tych, którym - jak obserwujemy w doniesieniach medialnych - brakuje standardów powszechnie uznawanych za demokratyczne.
13 grudnia warto przypomnieć, że solą demokracji, jej fundamentem we współczesnym świecie są wolne wybory. Nie jest możliwa wolność społeczna, swoboda polityczna, sam system demokratyczny, bez instrumentów zapewniających wolne wybory, czyli swobodne w znaczeniu czynnym i biernym wybieranie naszych przedstawicieli do różnych organów władz państwowych. Chodzi o to, żeby nie tylko w teorii, ale i w praktyce możliwe było kandydowanie na każdy urząd publiczny oraz oddanie głosu przez każdego uprawnionego na mocy przyjętych przepisów prawnych obywatela w akcie głosowania, poprzez który następuje wskazanie osób do pełnienia określonych funkcji publicznych. Elekcja, wybór przedstawicieli do władz demokratycznych wspólnot, zakreślenie w czasie ich uprawnień na tych stanowiskach, czyli kadencja, po której następują kolejne wybory, to fundamentalne zasady demokracji przedstawicielskiej, z jaką mamy do czynienia we współczesnym świecie. Rolą instytucji państwa jest wdrożenie takich instrumentów i procedur, które zapewniać będą pełną przejrzystość, ale i sprawność tego procesu, które pozwolą obywatelom żywić zaufanie, że każdy akt elekcji spełnia standardy w pełni wolnych wyborów i że odzwierciedla rzeczywiste społeczne poparcie dla poszczególnych osób i grup (np. partii politycznych, komitetów wyborczych itd.) ubiegających się o dane stanowiska. Jeżeli zabraknie tego zaufania, rozerwany zostaje konieczny dla systemu demokratycznego związek pomiędzy polityczną praktyką a wartościami powszechnie uznawanymi w społeczeństwie za obowiązujące, naruszona zostaje fundamentalna zasada prawdy i prawdziwości, rodzi się więc kryzys zaufania, ale i kryzys przynależności, gdy ostatecznie dochodzi do odnowienia znanego z nieodległej przecież historii podziału na: my - społeczeństwo i oni - władza.
Dymisja wszystkich członków Państwowej Komisji Wyborczej, społeczne protesty po ostatnich wyborach samorządowych, nie wspominając już o szeroko komentowanej awarii wyborczego systemu komputerowego, pokazały dobitnie, jak ważnym procesem jest odpowiednie i sprawne przygotowanie wyborów. Niestety nie da się tego określić inaczej jak tylko kompromitacją naszego systemu wyborczego, gdy liczba głosów nieważnych oscyluje wokół 20%, jak w wyborach do Rad Powiatów i Sejmików Województw. Do tego dochodzi niska frekwencja, która w naszych głosowaniach rzadko przekracza 50% uprawnionych.
Wybory nie są łatwym procesem. Obserwujemy to najbliżej nas podczas wyborów samorządowych, gdy kandydują nie znane co najwyżej z ekranów telewizyjnych osoby, jak w wyborach parlamentarnych, ale osoby, które znamy bezpośrednio: z sąsiedztwa, z naszej miejscowości, zakładu pracy. Wielu jest takich, którzy z góry uważają, że żadna z osób kandydujących nie powinna aspirować do danej funkcji publicznej, albo też przypisują wszystkim kandydatom nieczyste intencje, dlatego niejako "programowo" rezygnują z głosowania, świadomie odmawiając udziału w życiu państwa. I trzeba jasno powiedzieć, że mają do tego pełne prawo, gdyż udział w wyborach nie jest obowiązkiem, ale przywilejem obywateli, zgodnie z naszymi przepisami prawnymi, dlatego też nie powinni z tego tytułu ponosić żadnych konsekwencji - ani społecznych, ani tym bardziej prawnych czy administracyjnych. Tyle że chciałoby się zapytać czy zrobiono wystarczająco dużo, aby uświadomić obywatelom znaczenia aktu wyborczego, zachęcić do udziału w wyborach, ukazać ich znaczenie. Czy to nie powinno być zadaniem organów nadzorujących wybory, niejako strażników naszego systemu demokratycznego?
W wyborach samorządowych - również odmiennie niż w parlamentarnych - trudniej nam przychodzi akceptować prawo każdego obywatela do ubiegania się o publiczny urząd. Deklaratoryjnie oczywiście akceptujemy tę zasadę, niby w pełni się z nią zgadzając. Gdy jednak przychodzi do konkretów, okazuje się, że sami kandydaci, zwłaszcza tacy, którzy wcześniej piastowali daną funkcję, niejednokrotnie nie są zbyt zadowoleni, że do tego samego stanowiska kandyduje ktoś inny np. z danej miejscowości. Rodzą się frustracje, wzajemne pretensje, oskarżenia o nieuczciwość. Patologią trzeba nazwać tworzenie lokalnych układów, których celem jest uniemożliwienie startu w wyborach innym kandydatom, aby w ten sposób, poprzez ograniczenie wyborcom pola wyboru, doprowadzić do elekcji danej osoby. Smutne jest również, gdy nie umiemy oddzielić tego, co prywatne od tego, co publiczne, gdy okazuje się, że ze względu na wyborcze meandry, zawiązane lub rozwiązane koalicje, taki a nie inny wynik wyborów, nawet sam start w wyborach, kończą się międzyludzkie przyjaźnie, a inną wizję zaangażowania społecznego, uważa się za osobisty afront. Tak czy tak, każde wybory niosą ze sobą wiele niespodzianek, czasami satysfakcji, ale również nieuniknionych rozczarowań, gdy okazuje się, że ci, na których liczyliśmy, nie do końca pozytywnie odpowiedzieli na nasze oczekiwania.
Podkreślmy jednak, że wolne wybory, choć niezwykle ważne dla demokratycznego systemu państwowego, nie są celem samym w sobie. Są środkiem do celu, którym jest wyłonienie do reprezentacji społeczeństwa osób, które ze względu na liczbę zdobytych głosów, wg przyjętego prawnie systemu ich liczenia, są do tego wskazane przez obywateli biorących udział w głosowaniu. To jednak tylko początek drogi. Nie chodzi bowiem tylko o to, aby poprzez głosowanie dać uprawnienie naszym reprezentantom do sprawowania władzy, ale o to, aby w okresie jej sprawowania potrafili oni skutecznie wypełniać powierzony im mandat, w odpowiedni, godny sposób, jak również z pożytkiem dla tych, których mają reprezentować. W moim przekonaniu chodzi przede wszystkim o to, aby uczciwy akt wyborczy gwarantował wyłonienie sprawnej reprezentacji politycznej danej wspólnoty, to znaczy takiej, która potrafi realizować ważne dla tej wspólnoty zadania. W tym miejscu pojawia się problem większości i problem współpracy. Budowanie większości w ciałach demokratycznych, takich jak rady samorządowe czy parlament ma służyć temu, aby zapewnić równowagę pomiędzy koniecznością reprezentowania wszystkich wyborców a sprawnością działania danych przedstawicielstw. Jest to proces niezwykle ważny: gdy nie zaistnieje w sposób właściwy, obserwujemy często niekończące się spory, a w skrajnych przypadkach nawet paraliż działań instytucji publicznych. Wola współpracy z kolei, choć nieraz trudna ze względu na niedawną wyborczą rywalizację, osobiste, środowiskowe, czy partyjne uprzedzenia oznacza uznanie prawa wszystkich wybranych do reprezentowania swoich wyborców w okresie kadencji, jest faktycznym respektowaniem podstawowych zasad demokratycznego systemu sprawowania władzy.
Tak więc, gdy opada wyborczy kurz, gdy przeżyliśmy wszystkie wyborcze potyczki i rozterki, gdy pogodziliśmy się już z rozczarowaniami, pozostaje zakończyć ten trudny okres - chciałoby się powiedzieć: należy rozejrzeć się dokoła i wziąć się do pracy. Każdy mandat społecznego zaufania, podobnie jak każdy wyborczy głos jest tej samej wartości. Ten, kto go otrzymał, ma do niego pełne prawo. Nikt nie został jednak wybrany tylko po to, aby pełnić daną funkcję. Potwierdzimy wartość demokracji, gdy z tych wyborów coś wyniknie dla ludzi, dla społeczności którą reprezentujemy. Gdy, jak to zapowiadaliśmy w kampanii wyborczej, zrealizujemy nasz program: inwestycje, o których mówiliśmy, przedsięwzięcia społeczne, projekty rozwojowe. Gdy władza, którą nam dano, będzie służyć tylko samej sobie, gdy tłumaczyć tylko będziemy, dlaczego nie da się zrobić tego, czego potrzeba naszym wspólnotom, trudno jest mówić o sprawności demokracji. Nawet najszersze towarzyskie grono, utwierdzające nas w dobrym mniemaniu o sobie, nie przesłoni bowiem tej prostej prawdy, że w sprawowaniu władzy nie chodzi o samą władzę, ale o instrument, który pozwoli realizować naszą wizję potrzeb i oczekiwań tej wspólnoty, którą przyszło nam reprezentować.

wtorek, 11 listopada 2014

Przemówienie z okazji Narodowego Święta Niepodległości – Strzyżów 11.11.2014 r.



„Spojrzał Bóg na ucisk swojego ludu, wysłuchał jego jęczenia, zlitował się i stanął po naszej stronie: skruszył nieznośne nam więzy i oddał nam wolną, niezależną i zjednoczoną Ojczyznę” - pisał członek Rady Regencyjnej, arcybiskup, metropolita warszawski Aleksander Kakowski, nazajutrz po proklamowaniu przez Polskę niepodległości.

Czcigodni Księża, Dostojni Goście, Szanowni Państwo, Droga młodzieży!

Historia naszej Niepodległej Ojczyzny ma wiele twarzy. Tworzy ją wiele ważnych wydarzeń i postaci znanych z kart historii. Tych wszystkich, którzy na przestrzeni wieków walczyli o wolność Polski i tych którzy swoją postawą położyli fundamenty pod niezależne i wolne państwo polskie, a następnie przyczynili się do jego utrwalenia i rozwoju. Ich wszystkich wspominamy z szacunkiem 11 listopada – w Święto Niepodległej Rzeczypospolitej. Tak jak 96 lat temu, tak i dziś wspólnie cieszymy się z własnego domu – Polski, która po 123 latach zawłaszczenia przez obce mocarstwa przed 96 laty znów pojawiła się na mapie Europy. W l918 r. Ojczyzna przechowywana od ponad wieków tylko w sercach, myślach i marzeniach Polaków znów stała się państwem niepodległym. Przypomnijmy, że twórca naszej niepodległości, Marszałek Józef Piłsudski, pod którego pomnikiem odbywa się nasze patriotyczne spotkanie uważał, że Polska otrzymała niepodległość nie dlatego, że I wojna światowa zakończyła się klęską wszystkich trzech zaborców, ale dlatego że podjęła o nią walkę, że zbudowała wszystko to, co jest potrzebne, aby państwo niepodległe mogło powstać i szybko się ukształtować.
W 1989 r. Polska po raz drugi narodziła się jako kraj niepodległy. W bieżącym roku obchodzimy dwudziestopięcioletni jubileusz naszego nowego, odrodzonego do wolności  Państwa. Zbyt wiele ciągle w naszym kraju problemów, zbyt wiele podziałów i trudnych doświadczeń, aby hucznie świętować tę rocznicę. Mamy jednak wszyscy nadzieję, że jako kraj należący do NATO i Unii Europejskiej realnie, a nie tylko formalnie należymy do rodziny wolnych narodów i demokratycznych Państw, których niepodległość jest wzajemnie gwarantowana.
Niech mi będzie wolno stwierdzić, że tym niewątpliwym dorobkiem naszej wolnej Ojczyzny są m.in. samorządy terytorialne, których działalność pozwoliła na uwolnienie kreatywności i zrealizowanie wielu dobrych przedsięwzięć na poziomie regionalnych i lokalnych wspólnot. Choć i tutaj znajdziemy zapewne różne uchybienia, to jednak dzięki samorządom widać chyba najlepiej rozwój naszego Państwa – tam, gdzie jest ono najbliżej obywatela i mieszkańca – w gminie, powiecie, województwie.

Czcigodny Księża, Szanowni Państwo!
W  najbliższych dniach zakończy się czteroletnia kadencja władz samorządowych. 16 listopada wybierzemy nowe władze lokalne i regionalne. Jako Starosta Strzyżowski chciałbym wszystkim Państwu serdecznie podziękować za czteroletnią współpracę, a także za liczny udział w naszych uroczystościach patriotycznych, który zawsze napawał nas dumą i dodawał siły do dalszej, niełatwej pracy. Wspólnie z Panem Wicestarostą, członkami Zarządu, Radą Powiatu przez ostatnie cztery lata staraliśmy się jak najlepiej służyć naszej wspólnocie poprzez przygotowanie i realizację wielu ważnych projektów, a także wypełnienie zadań państwowych, służących zaspokojeniu potrzeb mieszkańców naszego powiatu. W imieniu swoim, Zarządu i Rady Powiatu w Strzyżowie IV kadencji chciałbym serdecznie podziękować Czcigodnym Księżom, współpracującym samorządom, podmiotom gospodarczym i stowarzyszeniom, dyrektorom i pracownikom naszych jednostek oraz mieszkańcom za okazaną życzliwość, wspólne przedsięwzięcia oraz za cały ten okres pełen dobrej, rzetelnej pracy. Zachęcam wszystkich Państwa do udziału w wyborach samorządowych 16 listopada. Każdy z nas będzie miał do oddania cztery głosy na cztery różne karty, aby wybrać naszych przedstawicieli do Rady Gminy, Rady Powiatu, Sejmiku Województwa oraz Burmistrza Strzyżowa lub Wójta jednej z naszych gmin.
Nowa kadencja władz samorządowych będzie niezwykle ważna, gdyż w tym okresie rozstrzygną się zapewne losy największych inwestycji i projektów dotyczących naszego terenu. Mówi się bowiem powszechnie, że zapewne po roku 2020 nasz kraj nie będzie miał już tak dużych pieniędzy do wykorzystania jak obecnie. Jest wielu kandydatów startujących w tych wyborach. Nie chciałbym w tym miejscu prowadzić agitacji wyborczej, nie chciałbym też urazić żadnego z kandydatów, ale czuję się w obowiązku powiedzieć, że sprawą bardzo ważną jest, aby społeczność powiatu strzyżowskiego miała swojego przedstawiciela wśród radnych Województwa Podkarpackiego. Jesteśmy bowiem blisko bardzo ważnych decyzji dotyczących miasta i powiatu, w tym sprawy dużej obwodnicy Strzyżowa – od Żarnowej do Dobrzechowa, obwodnicy Czudca, Wiśniowej, gruntownej modernizacji głównej naszej drogi 988. Żeby te inwestycje doszły do skutku, powinien tego przypilnować nasz przedstawiciel w samorządzie wojewódzkim. Jednak, aby tak się stało, konieczne jest, aby jedna z osób kandydujących uzyskała 6 tys. głosów. Dlatego zwracam się z prośbą o oddanie głosu w tych wyborach na kolegę Wacława Szarego, strzyżowianina, sprawdzonego samorządowca i przedsiębiorcę, którego doświadczenie i osobista postawa gwarantuje, że będziemy mieć godnego reprezentanta w Sejmiku. Reprezentanta, który z naszym poparciem będzie mógł skutecznie zabiegać o te, jakże ważne dla nas wszystkich sprawy.
Czcigodni Księża, Szanowni Państwo
Jeszcze raz pragnę Państwu serdecznie podziękować za współpracę i obecność podczas dzisiejszej uroczystości. Dziękuję Panu Burmistrzowi i jednostkom gminy Strzyżów za jej współorganizację. Dziękuję mieszkańcom, orkiestrze strażackiej, pocztom sztandarowym, dzieciom i młodzieży z Waszymi opiekunami, w tym wspaniałym przedszkolakom, Podhalańczykom, Państwu Kombatantom, wszystkim oficjalnym delegacjom, które uczestniczą w dzisiejszych obchodach. Dziękuję Związkowi Strzeleckiemu oraz tym wszystkim, którzy za swój patriotyczny obowiązek uważają wywieszenie flag państwowych i - oddając trochę ze swojego wolnego czasu - obecność na uroczystościach z okazji świąt państwowych i narodowych. Kończąc niniejsze wystąpienie, jednocześnie zapraszam wszystkich Państwa do uczestnictwa w dalszej części uroczystości, a w imieniu swoim, Pana Wicestarosty Jana Stodolaka oraz Księdza Proboszcza Macieja Figury na godz. 16.00 do Kościoła Parafialnego w Dobrzechowie na VII Patriotyczne Spotkania Chóralne, w których wezmą udział zespoły chóralne z całego powiatu strzyżowskiego pt. „Z pieśnią ku wolności”.

Dziękuję za uwagę.

piątek, 11 lipca 2014

Etos służby publicznej

W zasadzie mogłoby się wydawać, że praca w administracji publicznej nie jest niczym wyjątkowym. Wymaga od nas określonych kwalifikacji, wykształcenia, czy przygotowania zawodowego, znajomości pewnych prawideł, którymi w tym wypadku są przede wszystkim przepisy prawa, umiejętności ich stosowania itp. Podobnie jest we wszystkich zawodach: musimy najpierw poznać ich tajniki, używane instrumentarium, nauczyć się stosowania odpowiednich narzędzi w praktyce. Jak w każdym zawodzie, także w administracji można być doskonałym, albo też tylko dobrym pracownikiem, można swoją pracę wykonywać odtwórczo, bez polotu, albo też wykazać się kreatywnością i umiejętnością sprawnego wykonywania powierzonych zadań. Jak w innych zawodach także tutaj można być mistrzem albo tylko czeladnikiem...
Mimo to jednak w powszechnej opinii od pracowników administracji publicznej oczekuje się czegoś więcej. Wynika to zapewne z rozpowszechnionego, aczkolwiek nie do końca prawdziwego przekonania, że przecież pracownicy administracji publicznej opłacani są z naszych podatków. Na pewno tak jest, ale jednocześnie podobnie opłacani są nauczyciele, lekarze, nawet pracownicy przedsiębiorstw, czy handlu nie będą mieć swoich wynagrodzeń, jeżeli nie zapłacimy ze swoich pieniędzy za wytworzone przez nich produkty. Tak więc każda społeczność i obowiązujące w niej reguły gospodarcze to skomplikowany system naczyń połączonych, w którym sposób powiązań określony jest umownie, wg przyjętych rozwiązań.
Etos, a więc swoisty zbiór zasad, obyczajów, norm i zachowań odnieść możemy do różnych rzeczywistości. Można mówić o etosie obowiązującym w danej wspólnocie, etosie związanym z pracą, specyficznym etosie ról społecznych czy określonego miejsca. Jest też w naszej kulturze pojęcie etosu zawodowego. Każdy bowiem zawód niesie ze sobą określony zestaw wzorców, pozytywnych norm wokół których kształtuje się praktyka jego wykonywania. Etos jest bliski pojęciu ideału, zawiera bowiem tylko wzorce pozytywne, normy idealne, których realizację uznajemy za pożądaną, a z kolei ich zaprzeczenie - gdy dotyczy czegoś, za co na przykład zapłaciliśmy - może nawet wyprowadzić nas z równowagi. Jesteśmy bowiem wówczas przekonani, że ktoś, kto zgodnie z naszą wizją danego zawodu ugruntowaną w powszechnym przekonaniu, powinien to zadanie wykonać w określony sposób, wykonał je niewłaściwie, a więc naruszył zasady etosu, uznawane przez nas za powszechnie obowiązujące.
Tym co rzeczywiście różni etos pracy w administracji publicznej od wykonywania zwykłego zawodu jest pojęcie służby, którego dzisiaj coraz rzadziej używamy. Nawet określenie służba zdrowia w oficjalnych dokumentach, ale i w potocznym języku coraz częściej zastępowane jest przez ochronę zdrowia. Pojęcie służby jest bowiem trudniejsze. Zakłada, że coś jest ponad, że czynności wykonywane przeze mnie są czemuś podporządkowane. W wykonywaniu samej pracy zaś bez tego akcentu mogę uważać, że zależy ona tylko i wyłącznie ode mnie, jest częścią mojej i tylko mojej indywidualności - rozliczam się z niej niejako wyłącznie przed sobą samym. W tym podejściu praca jest tylko sposobem na zapewnienie sobie środków do życia i w gruncie rzeczy traktuję ją całkowicie instrumentalnie, nie zwracając uwagi na inne okoliczności.
O ile można się zgodzić z takim podejściem w wielu zawodach, choć często jego wynikiem jest mniejsze lub większe naruszenie norm składających się na etos jego wykonywania, to jednak z samej istoty administracji publicznej wynika to, że nie może być ona traktowana jako zwykłe wykonywanie swojego zawodu w sensie wyuczonych czynności. W przeszłości rozumiano to doskonale, dlatego też znacznie mocniej niż obecnie z wykonywaniem zadań publicznych wiązał się społeczny prestiż. Wraz z powstaniem współczesnych państw w XIX w. ukształtował się zróżnicowany nieco w zależności od kraju, ale jednak istniejący etos pracy w administracji publicznej. Jego społeczne ugruntowanie potwierdzają nawet liczne odmiany pejoratywnych określeń jak biurokracja, stereotyp urzędnika itp. Dla ścisłości dodajmy, że nierzadko owe określenia bywały uzasadnione, odzwierciedlając faktyczną jakość i metody oraz cele pracy administracyjnej.
Z natury swojej bowiem praca w administracji łączy się ze sprawowaniem władzy. Przy tym warto zauważyć, że poza efektem skali jakościowo cecha ta - sprawowanie władzy publicznej - jest taka sama zarówno dla urzędnika wydającego decyzję administracyjną, jak i radnego, policjanta, konstytucyjnego ministra czy nawet premiera. 
Właściwie pojmowany etos pracy w administracji publicznej, która w mniejszym lub większym stopniu oznacza wypełnianie zadań władzy publicznej, musi łączyć się z pojęciem służby. Trzeba bowiem wiedzieć i być o tym przekonanym, że moja praca czemuś służy, że wykonuję zadania nie w swoim imieniu, ale w imieniu określonej wspólnoty, przede wszystkim wspólnoty państwowej, której - pracując w publicznej administracji - jestem elementem. W przypadku administracji samorządowej, w związku z zawartą umową co do funkcjonowania naszego Państwa do paradygmatu służby państwowej dołączyć należy jeszcze jedną zasadę - służby ogółowi mieszkańców, który stanowi dany samorząd.
Chyba w tym obszarze pojawia się jakże częste niestety zasadnicze nieporozumienie. Jeżeli bowiem w sprawowaniu funkcji publicznej nie potrafi się oddzielić spraw prywatnych od publicznych, jeżeli praca w administracji, w tym wykonywanie funkcji państwowych traktowane jest jako okazja do łatwiejszego załatwienia  prywatnych spraw i interesów, mamy prawo czuć się zawiedzeni i oszukani. Co więcej - mimo że sami często mamy różne słabości - od osób publicznych oczekujemy zachowania na określonym poziomie, uważając że powinny dawać przykład innym. Czy chcemy, czy nie taki jest ów ideał, paradygmat, czy inaczej etos publicznej służby. Mogą nam tłumaczyć, że przecież mamy takich polityków, jakie jest społeczeństwo, że prywatnie to co innego niż publicznie, że brak kultury prywatnie nie dyskredytuje kogoś w przestrzeni publicznej, ale rzadko się zdarzy, byśmy  dopuszczali, by tak działo się powszechnie. Każdy urzędnik powinien wiedzieć, że sprawy urzędowe załatwia się w urzędzie, że nie mogę uzależniać załatwienia danej sprawy od jakichś indywidualnych czy nawet zbiorowych korzyści, a współcześnie że sektor publiczny powinien być ściśle oddzielony od sektora prywatnego.
Co więc składa się dzisiaj na ów etos pracy w administracji publicznej w demokratycznym państwie? Na pewno będzie to po pierwsze uznanie, że praca tego typu służy nie tylko osobie ją wykonującej, ale jest elementem składającym się na wykonywanie funkcji Państwa. Dalej będzie to rozumienie usługowej roli pracownika administracji publicznej, który w demokratycznym państwie ma w granicach prawa pomagać wszystkim obywatelom. Następnie ważne jest wykształcenie umiejętności bezstronnego załatwiania spraw oraz precyzji i dokładności, a także dotrzymywania wyznaczonych terminów w wykonywanych czynnościach. Jak już wyżej wskazano od pracowników administracji publicznej oczekujemy również wysokich standardów etycznych - zarówno w miejscu pracy, jak i poza nim, stąd też zawsze będziemy się oburzać, gdy przedstawiciele naszego Państwa oficjalnie mówią coś innego, niż rzeczywiście sądzą. No i - last but not least liczy się także umiejętność poprawnego stosowania języka ojczystego - zarówno w mowie, jak i w piśmie ...
Francuzi mawiali "Noblesse oblige" - dzisiaj powiedzielibyśmy: praca w administracji zobowiązuje i łączy się ze sprawowaniem nie tylko władzy, ale przede wszystkim służby - służby Państwu i społeczeństwu, którą w odpowiedni sposób możemy wypełnić, jeżeli najlepiej jak umiemy stosować będziemy znane przecież powszechnie zasady składające się na ów etos publicznej służby.

sobota, 3 maja 2014

Przemówienie z okazji powiatowo - gminnych obchodów 223 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja

Czcigodny Księże Dziekanie, Szanowni Państwo, Droga Młodzieży

O miłości do Ojczyzny w czasach współczesnych najpiękniej mówił Święty Jan Paweł II – nasz wielki rodak, umiłowany Papież - Polak: Pocałunek złożony na ziemi polskiej ma (…) dla mnie sens szczególny. Jest to jakby pocałunek złożony na rękach matki - albowiem Ojczyzna jest naszą matką ziemską. Polska jest matką szczególną. Niełatwe są jej dzieje, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich stuleci. Jest matką, która wiele przecierpiała i wciąż na nowo cierpi. Dlatego też ma prawo do miłości szczególnej (lotnisko Okęcie 16 czerwca 1983 r.). Podczas swoich pielgrzymek uczył nas m.in. rozumienia, czym jest Ojczyzna, jak ją właściwie pojmować, a przede wszystkim jak ją miłować. Uczył nas tego nie tylko głoszonym słowem, ale także poprzez swoją postawę, gesty, w tym ten najbardziej niezwykły – gest pocałunku ojczystej ziemi składany w milczeniu i na klęczkach podczas każdej pielgrzymki do Polski.
W przemówieniu w UNESCO w Paryżu 2 czerwca 1980 roku mówił: Jestem synem Narodu, który przetrzymał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako Naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę. Jan Paweł II z okazji dwusetnej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja pięknie też mówił o święcie, które dziś obchodzimy: Tradycja 3 maja należy do dziejów (…) duszy [narodu], podobnie jak należy do dziejów duszy wszystkich rodaków. Nasze dzisiejsze wołanie: "Naucz nas być wolnymi" było aktualne wtedy, przed dwustu laty. Konstytucja 3 Maja stanowiła na nie odpowiedź zasadniczą. Wszyscy czujemy, jak jest ona aktualna dziś […]. Wolności nie można tylko posiadać, nie można jej zużywać. Trzeba ją stale zdobywać i tworzyć… Może najbardziej przejmująco i prawdziwie brzmią te słowa, gdy spojrzymy na sytuację nie tylko naszego kraju, ale na wszystko to, co obecnie dzieje się u naszych sąsiadów, na Ukrainie…
 Dzień 3 maja 1791 r. to jedna z najważniejszych kart w historii Polski. Warto przypomnieć, że twórcy Konstytucji z 1791 roku – pierwszej w Europie, a drugiej na świecie ustawy zasadniczej - m.in.: znieśli liberum veto oraz wolną elekcję, nadali prawa miastom, nowe prawa i obowiązki przyznali mieszczaństwu, poszerzając zakres wolności a tym samym odpowiedzialności obywateli za losy Ojczyzny. Od tamtych wydarzeń minęło już 223 lata. Zadanie rozsądnego namysłu nad naszą wolnością, nad ustrojem państwowym, nad słabościami naszego państwa pozostaje jednak wciąż aktualne. Mimo bowiem hucznie świętowanego dziesięciolecia naszej obecności w Unii Europejskiej wciąż nie potrafiliśmy sobie poradzić z najważniejszymi problemami współczesnego narodu polskiego: dramatycznym spadkiem urodzeń, utrzymującą się emigracją zarobkową, szczególnie ludzi młodych, wysokim poziomem bezrobocia, znacznie gorszymi warunkami dla naszych rolników wśród innych krajów Unii Europejskiej czy pogłębiającymi się dysproporcjami pomiędzy poszczególnymi regionami naszego kraju, co staje się niestety coraz bardziej widoczne także na Podkarpaciu.
Dlatego też współczesny patriotyzm i składająca się na niego trzeciomajowa tradycja wymagają od nas stałego wysiłku woli, stałej troski o to, czym jest dobro wspólne, ciągłego definiowania na nowo naszych zadań w służbie Ojczyźnie, ciągłego czuwania. Czuwam – mówił Jan Paweł II - to znaczy(…): dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy nawet własnych osądów. Czuwam – to znaczy: miłość bliźniego, to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność. (...) Czuwam – to znaczy także czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje.
Niech dzisiejsze święto 3 – majowej Konstytucji oraz Matki Bożej Królowej Polski, a także poprzedzający je 2 maja – Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej pozwolą Nam poczuć się dumnymi z dokonań naszych przodków i wzmocnią w Nas poczucie narodowej tożsamości, a powiewająca na maszcie biało – czerwona flaga będzie dla nas wszystkich codziennym i oczywistym przejawem polskości. Nie bójmy się okazywać, że jesteśmy Polakami, ale bądźmy dumni z tej tradycji i tej tożsamości – z niej bowiem zrodził się współczesny Święty – jeden z największych ludzi Kościoła powszechnego – Karol Wojtyła – Jan Paweł II.

 Szanowni Państwo,

Pragnę skierować słowa podziękowania do wszystkich, którzy biorą udział w dzisiejszych obchodach i przyczynili się do ich organizacji. Dziękuję Czcigodnemu Księdzu za sprawowanie ofiary Mszy Świętej i wygłoszoną homilię, Dziękuję Panu Burmistrzowi, przedstawicielom samorządu gminy Strzyżów i Urzędu Gminy za zaangażowanie w przygotowanie uroczystości. Składam podziękowanie Panu Przewodniczącemu Rady Powiatu, Radnym samorządu powiatowego i samorządów gmin, członkom Zarządu z Panem Wicestarostą i pracownikom Starostwa Powiatowego, dziękuję pocztom sztandarowym, orkiestrze, kombatantom i żołnierzom, Związkowi Strzeleckiemu, służbom mundurowym, oficjalnym delegacjom oraz dzieciom i młodzieży wraz z opiekunami, naszym gościom  i wszystkim tu obecnym za uświetnienie naszych obchodów. Korzystając z okazji, pragnę też przekazać najlepsze życzenia wszystkim strażakom z Państwowej Straży Pożarnej oraz druhom z Ochotniczych Straży Pożarnych z okazji przypadającego 4 maja święta Waszego patrona  - Świętego Floriana. Niech podejmowane przez Was działania w myśl strażackiej dewizy: „Bogu na chwałę, ludziom na pożytek” będą źródłem osobistej satysfakcji i uznania społecznego oraz wzmacniają poczucie bezpieczeństwa w naszym powiecie. Na koniec z okazji Święta 3 Maja chciałbym życzyć wzajemnej życzliwości, wytrwałości w dążeniu do celu i spełnienia marzeń oraz jak najlepszego odpowiadania przez rządzących na potrzeby i oczekiwania wszystkich obywateli. Dziękując za uwagę, zapraszam na dalsze uroczystości do Domu Kultury „Sokół”, a o godzinie 14.00 do udziału w Biegu Ulicznym z okazji dzisiejszego święta.

sobota, 29 marca 2014

Wzywająca moc wartości

Z wartościami jest jak ze zdrowiem - często o nich zapominamy. Gdzieś tam są, najczęściej w tle, przyznajemy się do nich, pożądamy ich dla siebie, wymagamy od innych. Ale jednocześnie nie zwykliśmy o nich mówić, są trochę jakby wstydliwe - żeby tak o nich na co dzień myśleć, a już nie daj Bóg o nich rozmawiać? W społecznej przestrzeni wydają się czymś oczywistym - nawet, gdy sami niezbyt się nimi kierujemy, to najczęściej bezwzględnie wymagamy ich przestrzegania od tych, którzy chcą w tej przestrzeni funkcjonować.
Gdy jednak wydarzy się coś, co pokaże nam, jak bezcennym darem jest dla nas zdrowie, gdy zaczynamy zauważać, że nie jest ono dane nam raz na zawsze, gdy widzimy jego związek z naszym życiem, z życiem naszych bliskich, wówczas znajdujemy się w wyjątkowej sytuacji, kierującej nasze spojrzenie w stronę, w której znajduje się również świat wartości.
O ile bowiem na co dzień pozostajemy objęci naszą praxis, zajmując się pracą, rodziną, zapełnianiem upływających minut i godzin aktywnością, której ostateczny kształt sami przecież określamy, to jednak gdzieś tam, u fundamentów codziennego życia społecznego i osobistego, w rzadko wypowiadanej sferze leżącej u jego podstaw, u fundamentów naszych zachowań i naszej wspólnoty ten tajemniczy świat przecież istnieje.
Powiedzieć można więcej, nawet znacznie więcej - ten niewidzialny świat wartości przenika każdy aspekt naszej codziennej egzystencji, każdą relację z innymi, każde słowo, które wypowiadamy. Bo czy można sobie wyobrazić funkcjonowanie jakiegokolwiek człowieka i jakiejkolwiek wspólnoty bez takich kategorii jak prawda, dobro, piękno czy miłość? Czy byłoby możliwe zaistnienie międzyludzkich relacji, zachowań językowych i społecznych, gdyby u ich podstaw nie leżały te fundamentalne wartości?
Jest jednak jeszcze w wartościach coś znacznie ważniejszego. Tworząc fundamenty naszego życia osobowego i wspólnotowego,są one przedmiotami szczególnego rodzaju. Trudno uchwycić, w jaki sposób istnieją, a jednak bez nich niemożliwe byłoby nasze życie. Pozostają zawsze w tle ludzkich zachowań, postaw, czynów, a jednak, gdy odczujemy ich brak, uznajemy je za najważniejszą rzecz w naszym życiu. Będąc w jakiś niezwykły sposób powiązane z ludzkim losem, potrafią motywować do działania nie tylko indywidualne osoby, ale także mniejsze wspólnoty i wielkie rzesze. Tylko dla nich, dla wartości, nawet gdy za nie uznajemy to, co z nimi w rzeczywistości nie ma wiele wspólnego, potrafimy poświęcić nasz najcenniejszy skarb - nasze życie...
Ich niezwykła właściwość, owa wzywająca moc, pociągająca każdego człowieka z osobna, cale narody a nawet całą ludzkość, potrafi radykalnie odmienić życie człowieka, zniszczyć najtrwalsza społeczne systemy, przeciwstawić się mocarzom, dysponującym największymi arsenałami. Dla mocy wartości, których głos wezwania słyszy każdy człowiek, nie ma znaczenia upływający czas czy trudności nie do pokonania. Mimo swojej, wydawałoby się kruchości, są one tym, co w naszym świecie jest najbardziej trwałe i niezmienne, czego nie da się zniszczyć i co, pozostając blaskiem przeszłości, jednak na nowo inspiruje kolejne pokolenia.
To dlatego właśnie wartości są źródłem nadziei. Ich wzywający głos, nawet jeżeli przytłumiony, zakryty ciężkim brzemieniem, w końcu się budzi i brzmi donośnie. Jak uczy historia - prędzej czy później wartości zwyciężają. Mimo że trzeba ich bronić, mimo że nic samo się nie stanie, a budowla wspólnoty najczęściej powstaje z wielkim poświęceniem, nawet mimo to, że dla wartości czasem trzeba poświęcić własne życie, to jednak one i tylko one pozostają zwycięskie...
Jeżeli więc dzisiaj niejeden Europejczyk dziwi się, że są jeszcze tacy ludzie, którzy za to, co przyjęliśmy określać wartościami europejskimi, potrafią wiele dni stać na mrozie, nie cofają się nawet w obliczu ofiary życia, to przecież w jakiś sposób powinniśmy sobie przypomnieć te czasy, w których także dla nas Polaków, Francuzów czy Niemców właśnie na nowo odczytane wartości, najczęściej po jakże wielkich nieszczęściach, były tym, czego najbardziej pożądaliśmy, nie zważając na trudności. 
Dlatego właśnie jest nadzieja, nadzieja, chciałoby się powiedzieć - mimo wszystko, mimo gospodarczych interesów, wojsk nad granicą, mimo wielkiej polityki i trudnej codzienności. Ta nadziela, o którą prosiła, jak wielu z nas niegdyś, młoda studentka z Kijowa. Julia z kijowskiego Majdanu prosiła nie tylko o pomoc, ale też jej młody, spontaniczny apel w jakiś poruszający sposób trafił do tej sfery, o której myśleliśmy, że jest już zamknięta, że stanowi część czasu minionego.... Julia jednak, prosząc o pomoc, jednocześnie jakże świeżo i szczerze mówi o wartościach. Mówi do nas, a jej słowa są nie tylko wołaniem z dalekiego kraju - mówi przecież o naszym przebudzeniu...
https://www.youtube.com/watch?v=a17q_lFkWxE 

niedziela, 9 lutego 2014

Przeciw układom, przeciw klikom

Było niegdyś takie hasło polityczne. Może trochę nazbyt kolokwialne, jednak w pełni oddaje to, co powinno charakteryzować prawdziwą politykę. Taką, która z jednej strony rozumie, czym jest dobro wspólne, z drugiej szanuje reguły demokracji, doceniając narzędzia przez nią oferowane. Zbyt często mamy problem z odróżnieniem tego, co prywatne od tego, co publiczne - i nie chodzi tu tylko o samych polityków, ale również o różnej maści recenzentów, którzy swoje fobie, niechęci, osobiste urazy, ale także różnorodne prywatne interesy ubierają w odświętne szaty "ważnych przekonań", "niezależnego dziennikarstwa", "poczucia obywatelskiego obowiązku". Niegdyś pod tego typu pismami widniał jeszcze słynny, powszechny, zapewniający anonimowość, ale i wiele mówiący o samozadowoleniu autora podpis "Życzliwy", dzisiaj anonimowych podpisów jest cała gama, a trafiają nie tylko do Urzędu Skarbowego, do kierownictwa aktualnie rządzącej partii, na biurka władzy lokalnej, regionalnej czy centralnej, ale także na łamy wielu łasych na takie rewelacje - jak to się dzisiaj niezbyt ładnie mówi: "mediów".
Do przeszłości - przynajmniej w aktualnie animowanym dyskursie publicznym - przeszło słowo etos. Tymczasem m.in. w odniesieniu do spraw publicznych słowo to określiło ważną postawę, która wiązała mocno poprzez tradycję przeszłość z teraźniejszością, przywołując pewien stały kanon zachowań opartych na wartościach adekwatnych do danej społecznej sytuacji, jaką jest sprawowanie władzy, kształtowanie opinii publicznej, ferowanie wyroków mających społeczne konsekwencje, prowadzenie publicznej dyskusji, czy zachowania i postawy językowe w niej obecne. Poczucie dobra publicznego, jako składnik tego właśnie etosu pozwala zachować właściwą proporcję pomiędzy partykularyzmem a wspólnotą, pomiędzy dobrem jednostki a poszanowaniem prawa, potrzebą pomocy a koniecznością zachowania bezstronności w rozstrzyganej sprawie, pomiędzy stosowaniem litery prawa a jego duchem....
Dlatego publiczna działalność zawsze powinna być prowadzona w myśl tego tytułowego hasła. Podejmując działalność na niwie społecznej, nie mogę oczekiwać osobistych korzyści, poza tymi, które dla tej działalności są przypisane. Reprezentując jakąś grupę czy wspólnotę nie mogę oczekiwać ze względu na to na jakieś przywileje lub działania pozaprawne. Publiczny charakter wypowiedzi przekazywanej przez różne media, zapewniające jej anonimowość czy określony autorytet nie mogą stanowić narzędzia do rozgrywania osobistych "wojenek" i bezkarnego upowszechniania nieprawdy czy stosowania niedopuszczalnych zachowań językowych. Jeżeli do takich sytuacji dochodzi, rodzi się dewiacja: dobro wspólne ustępuje prywacie, wspólnota zastępowana jest przez skostniałą klikę, gotową dla swoich celów wykorzystać każde narzędzie - nieważne czy to będzie "niezależna" prasa, "niezawisły " sąd czy odpowiednio spreparowane metody nacisku na tych, którzy ośmielają się mieć samodzielne zdanie. Powstający układ personalnych zależności prowadzi do relatywizacji nie tylko reguł prawa, ale nawet zasad moralnych. Co ciekawe - obserwujemy w naszej rzeczywistości, że takie wypaczone "układy" i "kliki" charakteryzują nie tyle oficjalne kręgi władzy poddanej demokratycznym wyborom, dzięki której jest ona weryfikowana - ale wyrastają w zupełnie innych, nieraz zaskakujących strukturach społecznych.
Dlatego właśnie każda demokratyczna władza powinna być zawsze "przeciw układom i przeciw klikom". Powinna zwalczać każdą próbę nadużywania prawa czy też statusu publicznego, przeciwdziałać wypaczaniu pojęcia współpracy, sprzeciwiać się zachowaniom, które premiują osobiste korzyści w powiązaniu ze społeczną aktywnością. To jest właśnie ta korzyść, którą wynosimy z demokratycznych procedur. Dotyczą one jednak tylko określonej, ważnej, ale niezbyt licznej części naszej tkanki społecznej - weryfikowanej przez proces wyborczy. Tam gdzie nie ma wyborów, gdzie zawsze zasłonić się można "obowiązującym prawem", "standardami demokratycznymi", "niezależnością", "dobrem społecznym", a gdzie takiej weryfikacji nie prowadzimy otwiera się pole, które niestety nazbyt często przywodzi na myśl nieodpartą potrzebę stosowania tytułowego hasła.