niedziela, 13 grudnia 2009

13 grudnia - rocznica wprowadzenia stanu wojennego

13 grudnia 28 lat temu wprowadzono stan wojenny. Po blisko trzydziestu latach to wydarzenie nadal budzi wiele sprzecznych emocji. Ostatniej nocy, jak mogliśmy obserwować w telewizji, pod domem generała Jaruzelskiego demonstrowały grupy jego przeciwników i zwolenników. Portale, gazety, telewizje publikują wspomnienia z tamtych lat, nieznane zdjęcia, komentarze. Dzisiaj to odległa data, z innej epoki. Co najważniejsze - dopiero tyle czasu musiało upłynąć, aby do powszechnej świadomości dotarła rzeczywista i obiektywna ocena tamtych wydarzeń - dopiero teraz bowiem w publikacjach dominować zaczyna oburzenie i zdziwienie - jak to się mogło stać, że zdrada narodu nie była problemem dla ówczesnych przywódców.
Bohaterowie tamtych czasów - dzisiaj mocno podzieleni - niestety często utracili już swoją wielkość. 13 grudnia to nie jest data zwycięstwa. Mimo to o niej pamiętamy. To raczej data klęski i ofiar - ale jakże symbolicznie wpisuje się w naszą historię, w której niestety tak wiele było ofiar i krwi wylanej za wolność Ojczyzny. Dla nas żyjących współcześnie w Polsce wolnej, bez żelaznej kurtyny, ze sklepami pełnymi towarów i prawdziwym pieniądzem pozostaje obowiązek pamięci o tamtych wydarzeniach i wypływająca z niego powinność ucieczki od zniewolenia, przez wiele lat komunistycznej propagandy narzuconego skutecznie rzeszom społeczeństwa. Jeszcze przecież nie tak dawno, przeciwnicy generała byli nazywani hałaśliwą grupką anarchistów - dzisiaj było ich cztery razy więcej niż jego zwolenników. Nasza zbiorowa świadomość powoli wychodzi z komunistycznego jarzma i zaczynamy dostrzegać świat we właściwych proporcjach: żołnierze AK to już nie reakcjoniści a bohaterowie, powojenni konspiratorzy coraz częściej zamiast bandytów stają się bojownikami walczącymi o naszą wolność, komuniści okazują się być tymi, którymi byli w istocie - niewielką grupką ekstremistów służących zbrodniczej ideologii, których władza w naszym kraju została ustanowiona przez obce wojska. I coraz mniej skuteczne stają się slogany w rodzaju "dziejowej konieczności", "mniejszego zła", nie mówiąc już o "postępie" i "ludowej demokracji".
To nie stało się samo. Do dzisiaj zadziwia mnie niejednokrotnie jak trwałe są mechanizmy komunistycznej propagandy, jak trudno je wykorzenić. Trzeba było 30 lat, w tym 20 w wolnej Polsce, żeby szalę przeważyć na niekorzyść tych stereotypów. Ale wcale to nie oznacza, że zostały całkowicie wyeliminowane. Wciąż bowiem niestety wielu z nas traktuje kanony propagandowych zabiegów jako swoje własne przekonania i obiektywne prawdy. Zmiana przychodzi z trudem, dlatego nie do przecenienia jest rola instytucji takich jak Instytut Pamięci Narodowej, media publiczne, zwłaszcza telewizja, prasa. To nie tylko obowiązek władz centralnych. To też nasz obowiązek w lokalnych społecznościach - obowiązek naszych samorządów - pokazywać świat, w tym naszą historię we właściwych proporcjach, uczyć patriotyzmu, przywracać to, co tworzy tkankę narodu i wolnego społeczeństwa, co często podziwiamy u zachodnich społeczeństw, tylko u siebie uważamy za coś wstydliwego czy niepotrzebnego.
Na naszym terenie również były osoby internowane w tamtym okresie. Sam słyszałem o dwóch wypadkach, gdy do mieszkań w nocy zapukały brygady milicyjne. Były ludzkie nieszczęścia, niepewność co dalej, więzienie ... Nie doszło na terenie powiatu strzyżowskiego wówczas do poważniejszych zamieszek, ale były lekcje historii w szkołach prowadzone przez wojsko, wszechwładza bezpieki, poszukiwanie nielegalnych materiałów i strach - kto następny. Gafą w tak zwanym "dobrym towarzystwie" jest dzisiaj wspominanie o funkcjonariuszach służb bezpieczeństwa, licznych donosicielach, działaczach PZPR ... To się jednak zdarzyło. Stan wojenny został wprowadzony przeciwko społeczeństwu. W jego wyniku zginęli ludzie, a symbolem tego jest męczeńska śmierć księdza Jerzego Popiełuszki.
Dzisiaj - pamiętając o tamtych wydarzeniach - naszym najważniejszym, jak sądzę, obowiązkiem, jest przywrócenie prawdy - właściwych proporcji, nazwanie po imieniu katów i ofiary, bohaterów i zdrajców, ludzi honoru i sprzedawczyków. Nie chodzi o to, żeby poszukiwać zemsty czy koniecznie ogłaszać kto był po której stronie - raczej o to, że dopiero nazywając rzeczy po imieniu, - zarówno w wymiarze indywidualnym, jak może przede wszystkim społecznym będziemy w stanie zrzucić okowy "homo sovieticus". A dla budowy zdrowego, mocnego społeczeństwa i narodu oparcie się na solidnych fundamentach prawdy i innych rzeczywistych wartości jest konieczne - może szczególnie we współczesnym świecie.